Nie potrzebuję nikogo… prawda? O unikającym stylu przywiązania z czułością i zrozumieniem.
BY CALM STORIES
W relacjach jesteś tą niezależną osobą, która „ma wszystko pod kontrolą”? Wolisz nie dzwonić za często, nie odsłaniać się za bardzo, nie mówić „potrzebuję Cię” – bo po co komplikować sprawy? A może wcale nie chodzi o brak potrzeby, tylko o to, że bliskość bywa… przytłaczająca?
Witaj w świecie unikającego stylu przywiązania. Strategii, która kiedyś miała nas chronić, a dziś potrafi utrudniać budowanie bliskich, spokojnych relacji. Ale spokojnie! Jesteś tu mile widziany, dokładnie taki, jaki jesteś. I tak, można to zmienić. Ale najpierw… przyjrzyjmy się temu stylowi z bliska. Bez osądów.
Skąd się bierze ten cały „unikający styl przywiązania”?
Unikający styl przywiązania to nie przypadek ani wada charakteru. To efekt tego, co przeżyliśmy – często już w dzieciństwie. Gdy opiekunowie byli emocjonalnie niedostępni, chłodni lub nieobecni, dziecko uczy się prostego mechanizmu: nie warto pokazywać emocji, lepiej radzić sobie samemu. Tak rodzi się przekonanie, że samowystarczalność to jedyny sposób na przetrwanie.
Tylko że w dorosłości… ta strategia może nam trochę przeszkadzać. Bo choć bardzo chcemy bliskości, to coś w nas mówi: „Zachowaj dystans. Uciekaj. To niebezpieczne.”
Unikający styl przywiązania – jak się objawia?
Poniżej kilka cech, które wyróżniają osoby o unikającym stylu przywiązania – może rozpoznasz się w nich, albo będą dla Ciebie inspiracją?
- Masz swoje granice (betonowe) – gdy ktoś zbliża się za bardzo, instynktownie robisz krok w tył. Czujesz się lepiej, gdy relacja ma trochę przestrzeni – najlepiej z pięć metrów. I ścianę. Może dwie.
- Emocje? Tylko w kontrolowanych dawkach! – niełatwo Ci mówić o tym, co czujesz. Nie dlatego, że nie czujesz, ale dlatego, że to zbyt… miękkie. Niewygodne. Narażające. Dużo łatwiej zająć się czymś konkretnym np. zmywaniem, bieganiem, analizą tabeli w Excelu.
- Samowystarczalność to Twoje drugie imię – pomoc? Raczej nie, dziękuję. Dzielisz się sprawami sercowymi z kimś dopiero, gdy zostaniesz przyłapany na myśleniu o tym trzeci tydzień z rzędu. Lub nie dzielisz się wcale.
- Mówisz, że wszystko ok, ale relacja się oddala – z zewnątrz: spokojny, opanowany, niezależny. W środku: napięcie, niepokój, dystans. Tylko że druga osoba nie czyta w myślach i zaczyna się czuć niepotrzebna albo nieważna.
Ale ja tak mam… czy mogę mieć inaczej?
Oczywiście. Styl przywiązania nie jest wyrokiem – to wzorzec, który można zmieniać. I nie chodzi o rewolucję. Raczej o powolne, czułe rozpoznanie. Dlaczego się dystansuję? Czego się boję? Co naprawdę czuję, gdy ktoś się do mnie zbliża?
W tej drodze pomocne są relacje, które dają przestrzeń bez nacisku, a także narzędzia do budowania komunikacji, bez której żadna relacja się nie utrzyma. Jednym z nich jest Our Story (sprawdź tutaj) – gra z pytaniami, które pomagają rozmawiać nie tylko o tym, co głośno słychać, ale o tym, co cicho skrywamy wewnątrz. To delikatny przewodnik po emocjach, potrzebach i trudnościach. Idealny, gdy mówienie „wprost” to za dużo.
A jeśli chcesz zadbać o siebie, zanim zadbasz o relację – spróbuj pracy z planerem My Self-Love Story (sprawdź tutaj). To nie tylko planer, a intymna przestrzeń do poznawania siebie, swojej emocjonalnej mapy i potrzeb, które przez lata były chowane pod dywan „radzenia sobie samemu”.
Na zakończenie - z wyrozumiałością
Twój unikający styl przywiązania nie jest problemem do „naprawienia”. To część historii, którą kiedyś musiałeś napisać, żeby było bezpiecznie. Ale dziś możesz dopisać nowe rozdziały – z większą bliskością, spokojem i poczuciem, że bycie zależnym czasem też jest okej.
Nie musisz od razu rzucać się w ramiona. Może wystarczy, że zostaniesz chwilę dłużej. Że odpowiesz trochę szczerzej. Albo pozwolisz komuś naprawdę Cię poznać. Bez udawania, że wszystko jest w porządku, gdy tak naprawdę… jesteś już trochę zmęczony tym dystansem.
Data publikacji artykułu: 23/05/2025
Sprawdź nasz wpis na ten temat na Instagramie @calmstories_store



